Okrągły, szeroki, szklany tunel idzie pionowo w dół. Kiedy się tam wejdzie, ma się wrażenie, jakby nie miał ani początku, ani końca. Wwewnątrz jest ciemno, bo szkło jest tak matowe, że niczego przez nienie widać. Nie dochodzą tam żadne odgłosy ze świata zewnętrznego. Ciemność rozjaśniają tylko malutkie, świetlne koraliki, które cicho dzwonią. Są ciepłe w dotyku i bardzo szybko prześlizgują się przez dłonie i przez powietrze. Mienią się w ciemności srebrem i złotem.
Nieco niżej unoszą się świetlne korale większe, chłodne i bardziej matowe. Rozpryskują się zawsze wtedy, kiedy mocno uderzą o szklaną ścianę tunelu. Podczas rozpadania się, słychać ciche puknięcie. Potem okrągłe, matowe światełko pęka i rozpryskuje się, tworząc małe purpurowe, rozgrzane kryształki.
W jeszcze głębszej części tunelu od czasu do czasu powietrze przeszywają cienkie, jak ostrza sztyletów ogniki. Ich zakończenia mają kształty grotów strzał. Pierwszy taki ognik wyłania się z ciemności i ze świstem przecina powietrze, zostawiając na nim krwawo-czerwony ślad podobny do wąskiej, ale głębokiej rany. I każdy następny ognik raz po raz rozbłyskuje i tnie powietrze, tworząc w nim czerwoną plątaninę ognistych szram. Przez to ciemność rozrzedza się powoli, ale nieubłaganie.
W tunelu nie ma nikogo poza majaczącym gdzieś w jego jeszcze ciemniejszej głębii cieniem pozbawionym twarzy. Jego gładka, zimna, niebieska szata faluje w powietrzu. Wznosi się, opada. W górę i w dół. Wszędzie, gdzie pojawi się cień, robi się zimno i słychać dźwięk przypominający pohukiwanie sowy.
W wypełniającym tunel powietrzu wije się gruby, twardy, ciężki, biały sznur. Wżyna się we wszystko, co napotka na swojej drodze z przeszywającym świstem. Nie widać ani gdzie się kończy, ani gdzie się zaczyna. Owija się wokół cienia, krępując jego ruchy i tak jakby zniewalając. Tylko szata luźno powiewa i sieje chłód dookoła.
Chłodne, matowe kule światła uderzają o szklane ściany już coraz rzadziej.
Cień wyje przejmująco i przeciągle. Jego głos trafia w pustkę. Nie odbija się od ścian tunelu.
Wszystko staje w miejscu…
Głos cienia rozrywa wiszącą w powietrzu pustkę. Jego dźwięk wypełnia całą przestrzeń.
Tunel nagle się urywa. Jego wylot znajduje się w ciemnej, skalistej grocie. Ściany są zupełnie czarne od pokrywającej je sadzy. W grocie jest bardzo zimno i ciągle słychać głos cienia, który zostaje wypchnięty z tunelu przez powietrze i bezwładnie opada w czerń. Słychać ponure, smętne zawodzenie. Jego niebieska szata głośno szumi i wprawia powietrze w dynamiczny ruch. Miota się, walcząc o wolność, ale sznur nie ustępuje, a nawet zaciska się coraz mocniej. Cień jest nim przeszyty na wskroś. Im zacieklej walczy o utraconą wolność, tym bardziej staje się zniewolony. Rozpaczliwie wije się w konwulsjach i wyje coraz głośniej i smętniej.
W końcu jednak pokonany cień opada z sił i nagle cała grota zastyga w całkowitym bezruchu, żeby już nigdy więcej nie drgnąć. Tylko tam wyżej – w tunelu – taniec świateł i ogników dalej trwa.
Cień jest uwięziony już na zawsze. Nie zobaczy już nigdy świateł. Ogniki nigdy nie przeszyją go czerwonymi ostrzami. Nie zdoła oziębić świetlnych korali, aone nigdy go nie ogrzeją.
Zostanie tylko martwa cisza.
Lunatic Soul "The fear within"
4 replies on “Dwa światy”
Skojarzyło mi się to z początkiem “Nieba”.
To ciekawe skojarzenie.
Ciekawy opis.
Wspaniała opowieść.