Na wyspie otoczonej wodami rzeki jest niemal zupełnie cicho. Słychać tylko dźwięczny szmer cykad. Wokoło rośnie wysoka, bujna trawa. Przedziera sie przez nią drobny chłopiec z ciemną czupryną. Ma skupioną, a za razem rozmażoną twarz. Rozgląda się wokoło i uśmiecha z głębokim zadowoleniem. Idzie luźnym, beztroskim krokiem.
Widzi małą, drewnianą chatkę z dwoma okienkami. Z oczami błyszczącymi, jak ogniki otwiera drzwiczki i wchodzi do środka. Wewnątrz nie widać żywej duszy. A na podłodze poukładane są z wielką starannością instrumenty, które wydają się chłopcu znajome, ale nie potrafi sobie przypomnieć, dlaczego. Część z nich ma kształt ptaków o niebieskich, czerwonych lub czarnych piórach i długich szyjkach. Chłopiec dmucha w dziubek jednego z nich, a wtedy rozlegają się aksamitne dźwięki, które z łatwością układają się w skoczną melodię. Jego uwagę przykłuwa instrument z czerwonego, polakierowanego drewna, w kształcie serca, z wydrążonym wgłębieniem, o którego brzegi pozaczepiane były struny. Chłopiec szarpie wszystkie po kolei, wprawiając je w drżenie. Trrrrrrrrrriam. – zabrzmiało w ciszy. Śmieje się z ekscytacji. Szarpnął struny jeszcze kilka razy. Dźwięk strun pochłonął go do tego stopnia, że zastał go poranek.
Chłopiec Opuszcza małą hatkę. Wchodzi w rzadko porośnięty lasek. Wokół jest zielono i tentni życiem. Zewsząt ddochodzi plusk wody, śpiew ptaków, uderzenia w bębenek i okrzyki, których pochodzenia chłopiec nie zna, bo poznać nie może. Nie jest pewny, czy wydają je ludzie, czy może jakieś nikomu nie znane, zwiewne istoty.
Widzi dziewczynkę mniej więcej swojego wzrostu na leśnej polance. Jest ubrana w letnią, żółtą sukienkę. Tanczy, śmieje się do chłopca i tak jakby do całegoświata. Jest beztroska, nikogo się nie boi. Jej włosy wirują na delikatnym wietrze.
Chłopiec patrzy na nią, jak wdzięcznie porusza się między drzewami. Jest taka zwinna, gibka, ma w sobie tyle gracji, że chłopczyk nie może wyjść z podziwu dla niej. Wiruje coraz dynamiczniej i sprężyściej. Wskakuje na drzewo i śpiewa, wysokim, dźwięcznym głosikiem. Wturuje jej jakiś kobiecy głos rozlegający się jakby ze wszystkich stron, ale w górze, ponad chłopcem. Na jego dźwięk drgnął gwałtownie z przestrachem, bo źrudła tego tajemniczego głosu, który zabrzmiał tak nagle w koronach drzew nigdzie nie widać. Wsłuchuje się w niego z przejęciem, ale i fascynacją. Głos jest wysoki, przeciągły i tchnie nieodgadnioną tajemnicą. Po chwili chłopiec przyzwyczaił się do jego brzmienia. Siada pod drzewem i wtapia się w leśną opowieść, jaka roztacza się wokół niego.
Właśnie teraz czuje, że życie naprawdę jest piękne.
King Crimson "Formentera lady"
One reply on “Wyspa”
Bardzo fajne, ale nie jesteś konsekwentna, jeżeli chodzi o używanie czasów. Większość opisu napisałaś w czasie teraźniejszym i nie wiem z jakiej racji wplotłaś tam nagle czas przeszły. Na twoim miejscu napisałabym to albo w czasie przeszłym, albo wteraźniejszym.