Nie ma ani nocy, ani dnia. Słońce świeci bardzo jasno. Oświetla jednak tylko rozległy ogród, wokół którego panuje gęsta ciemność.
W ogrodzie stoi sadzawka, w której pływają małe rybki w kształcie dzwoneczków. Słychać plusk wody i delikatny dźwięk, kiedy uderzają o siebie. Błyszczą w słońcu.
Na skrzypcach gra mały chłopczyk imieniem Imris.
Gdzieś daleko ktoś rozplątuje brzęczące, zardzewiałe łańcuchy.
Szumią drzewa.
Dzwonki wiszą w powietrzu i dźwięcznie śpiewają.
Postać w czarnej sukni przemyka szybko i zapada mrok, który znika, gdy postaci już nie widać.
Wysoki, ceglany mór przewraca się i rozsypuje na kawałki. Cegły rozsypują się na wszystkie strony.
Po trawie chodzą malutkie zwierzątka podobne do biedronek, tylko z króciutkimi nóżkami.
Cegły leżą porozrzucane dookoła.
Imris podchodzi do stołu, na którym stoją szklane kieliszki do wina i przewraca je po kolei.
Pojawia się bury kot. Miałczy krótko i odbiega.
Imris bierze leżące na trawie blaszane garnki i zaczyna je toczyć prosto przed siebie z głośnym stukotem.
Bury kot znów szybko przebiega i miałczy. Nie ma go tam, dokąd pobiegł.
Z oddali wieje silny wiatr. Wyje piskliwie. Ma kształt długiego, cienkiego kija. Po chwili cichnie.
Dzwoneczki dzwonią w trawie. Nigdy nie przestaną.
Mały Imris gra na skrzypcach melodię, która nigdy nie zostanie przez niego do końca zagrana. Przebiegi dźwięków są haotyczne i pełne uczuć, które malują na twarzy chłopca barwne światła radości i mgliste cienie melanholii.
Ćwierkają ptaki.
Malutki zamyka oczy i zasypia.
Dzwoneczki dźwięczą w trawie i na drzewach.
Wiszą na gałęziach.
Mały muzyk dalej gra – cichutko, delikatnie.
Dzwoneczki zadzwoniły dużo głośniej.
Chłopczyk zaczyna grać żywiej.
W powietrzu latają malutkie, skrzydlate dziewczynki.
Kryształowe kulki rozsypują się w powietrzu.
Biegnie przestraszona kobieta. Mówi coś, ale nikt jej nie słyszy. Krzyczy coraz głośniej. Ma rozwiane włosy. Dołączają do niej ludzie w czarnych maskach. Mówią męskimi głosami. Nie słyszą się wzjajemnie. Każdy z nich jest gdzie indziej, w odrębnym świecie.
Imris bierze dzwoneczki i gra prostą, dziecinną melodię, w której powtarzają się te same cztery dźwięki. Nic nie słyszy. Śpi spokojnie z uśmiechem na małych usteczkach.
Postaci w maskach zlewają się z powietrzem i milkną.
Trawa plącze się i tworzy gęstą sieć, która unosi się w górę i szumi przeciągle.
Woda syczy w sadzawce.
Pachnie rumiankiem.
Sieć wspina się po drzewie.
Chłopczyk dmucha do sadzawki i woda unosi się w górę. Tworzy nad jego główką niebieską kopółę.
Malutki śmieje się głośno.
Wodna kopóła szybuje w powietrzu. Unosi się nad głową chłopca. Jest coraz niżej, niżej i jeszcze niżej… Opada miękko. Przykrywa go od stóp do głów, po czym unosi się wraz z nim i leci w niebo.
Wodna kopóła szybuje z pluskiem w powietrzu. Otacza Imrisa który śmieje się od ucha do ucha.
King Crimson – "Larks' Tongues in Aspic, Pt. 1"
Zmodyfikowany
4 replies on “Artysta”
Czy jest tu jakaś symbolika? Nie mogę jej rozszyfrować.
W pewnym sensie to wszystko odzwierciedla to, co siedzi w mojej głowie? Straszny bałagan, prawda? Hehehehehe
Tak troszkę haha, ale podejrzewam, że w mojej głowie wcale nie jest lepiej.
Wspaniałe